
MNIEJ KIJA, WIĘCEJ MARCHEWKI
GAZETA POLSKA TYGODNIK – 18.07.2018
Jednym z głównych problemów, z jakim zmagają się polskie firmy, są zatory płatnicze. Jak pokazało badanie BIG InfoMonitor, aż 52% przedsiębiorstw w Polsce nie otrzymało płatności na czas. Mamy z tym poważny kłopot od wielu lat. I mimo licznych debat i dyskusji niewiele zmieniło się w tej materii na lepsze. Nad rozwiązaniami prawnymi mającym poprawić tę sytuację pracuje Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii. Pozostaje mieć nadzieję, że przyniosą one oczekiwany efekt. Jako Rada Gospodarcza Strefy Wolnego Słowa od dawna zwracamy uwagę na palącą kwestię braku płynności, która hamuje, a wręcz zabija potencjał polskich firm. Także przy okazji konsultacji społecznych dotyczących nowej ustawy o zamówieniach publicznych wśród naszych propozycji koniecznych rozwiązań prawnych były także i te odnoszące się właśnie do płynności. Zależy nam na tym, aby polskie firmy na zamówieniach publicznych korzystały tak, jak cała polska gospodarka. Mówimy tu o gigantycznych pieniądzach wydawanych przez państwo każdego roku. Pozornie może się wydawać, że przy okazji tych wydatków jak na drożdżach rosnąć będzie rodzimy biznes. Okazuje się, że nie jest to takie oczywiste. Prawo, a przede wszystkim praktyka zamówień publicznych w Polsce, pełne są pułapek, w które wpadają uczciwi polscy przedsiębiorcy. Dla przykładu, zdecydowana większość kontraktów na realizację zamówienia zawiera klauzule dotyczące kar umownych. Proszę sobie wyobrazić, że kary te są stosowane aż w 2/3 przypadków (!). Innymi słowy, zdecydowana większość firm nie wywiązuje się z realizacji jakiegoś zapisu i w konsekwencji musi za to zapłacić, często bardzo duże pieniądze. W realizację zamówienia publicznego trzeba zatem wkalkulować realne ryzyko poniesienia wysokich kosztów takich sankcji finansowych. Pytanie brzmi: czy wykonawcy są tacy nieudolni, czy może zapisy kontraktów są tak restrykcyjne, a zamawiający bezwzględni w ich egzekwowaniu? Zdarza się oczywiście, że wykonawca zrobi coś źle i nie wywiąże się z podjętych zobowiązań. Takie sytuacje są nieuniknione. Ale czy możliwe jest, że aż dwie na trzy firmy realizujące jakąś publiczną inwestycję działa w ten sposób? To wydaje się niezwykle mało prawdopodobne. Konieczne są zatem zmiany zarówno w przepisach, jak i w praktyce ich stosowania. Warto np. pomyśleć o tym, aby kontrakty na realizację danej inwestycji zawierały realne terminy jej wykonania. Wiele czynników może opóźnić realizację danego przedsięwzięcia, często mają one charakter obiektywny i niezawiniony przez wykonawcę. Może się przecież opóźnić uzyskanie jakieś zgody od organu publicznego. Z przewidywanych kilku tygodni, w związku z wymianą korespondencji z urzędem, zrobi się kilka miesięcy. Jeśli dołożono wszelkich starań, a wykonawca ma potwierdzenie w stosownej dokumentacji, może zamiast obciążać go drakońskimi karami, warto wysłuchać, a nawet pomóc. Jeśli nie mamy do czynienia z ewidentną opieszałością, kara za opóźnienie powinna być wstrzymana. Normą jest jednak karanie, dokładanie często małym i średnim firmom dodatkowych obciążeń finansowych. W konsekwencji źródełko z gotówką powoli wysycha. A kiedy stanie się już zupełnie suche, może nie pozostawać nić innego, jak zwinięcie interesu. To prawdziwy dramat, państwo nie powinno do takich przypadków przykładać ręki. Postawmy zatem na polubowność, traktujmy przedsiębiorców jak partnerów, którym należy pomóc, a przynajmniej zrozumieć ich sytuację i przyjąć, że działają w dobrej wierze. Nie powinno się tak często stosować tego przysłowiowego kija, trzeba częściej postawiać na dialog. Liczymy, że w nowej ustawie będzie dla tego dialogu stosowne miejsce.
Najnowsze komentarze